Posłuchaj na YouTube:
Lub ściągnij za darmo z Jamendo:
Historia
Utwór pierwotnie miał być częścią albumu “Static”. Nie stało się tak z przyczyn technicznych. Utwór ponad rok leżał “w szufladzie”. Dopiero niedawno poradziłem sobie z tym, co wówczas zablokowało moją pracę z tym utworem i mogłem go skończyć.
Pomyślałem, że wydam go podobnie jak “Hit me in the Phase”, “ReTension”, “Spin” lub “Fisharmony” – jako singla. Jednak 10-minut (a taki mniej więcej był czas tego utworu w “starej” wersji sprzed roku) to jak na singla od unfy trochę krótko. Dotychczasowe nie schodzą raczej poniżej kwadransa i takie metakompozycje chciałbym dalej tworzyć i publikować jako single. Zdaję sobie sprawę że słucha się tego trochę jak krótkiego miksu DJ-skeigo kilku utworów i raczej szeroka publiczność się nimi nie zachłyśnie, bo to format nieradiowy, ale robię to trochę dla siebie i mam z tego frajdę, bo forma daje wiele możliwości a ja lubię bogactwo w muzyce, nawet jeśli jest to muzyka tak “uboga” jak techno czy drum’n'bass.
Pierwotnie był to utwór bardzo w klimacie techno, jednak z czasem nabawił się również mocnych elementów drum’n'bass. Powstał swoisty gradient.
Dużo pracowałem nad tym utworem we wrześniu 2014, podczas wyjazdu z Chórem WUM w Bieszczady, po zejściu ze szlaku. Tam też powstała okładka, bardzo prosta i jasna, może kontrastująca przez to z muzyką, która jest co prawda (w moim prywatnym odczuciu) radosna i prosta, ale jak na singla od unfy przystało, zawiera wiele motywów, dźwięków i jest w tym trochę zbliżony do twórczości grupy Dream Theater. Ponadto brzmienie jest raczej z tych cięższych, co może się kojarzyć z mrocznymi barwami – ja jednak słuchając Booster widzę dużo światła.
Technicznie
Utwór podobnie jak każdy poprzedni singiel wyciskał siódme poty z mojego sprzętu. Po raz pierwszy na dużą skalę zastosowałem w nim tzw. kompresję nowojorską oraz bramkowany pogłos (z j. ang. gated reverb) na stopie i werblu. Dzięki temu dźwięki wskoczyły na nowy poziom jakości i mocy. Czego potwierdzenie słyszałem już z ust odbiorców – co mnie cieszy, a jakże!
Podczas końcowej fazy pracy, gdy należało wykończyć miks (czyli to jak wszystkie dźwięki współgrają tworząc obraz dźwiękowy utworu) chwyciłem się stosunkowo niedawno poznanych narzędzi jak bramka (z j. ang. gate) – która stosowana w tandemie z pogłosem pozwoliła mi podnieść moc i soczystość syntetycznych bębnów. Werbel i stopa wiele na tym zyskały.
Kolejnym narzędziem które stosuję od niedawna (misiąc, dwa?) jest poszerzanie obrazu stereofonicznego za pomocą efektu “Narrower” (z j. ang. narrow – wąski). Efekt ten jak sama nazwa wskazuje – zawęża obraz stereofoniczny. Przy 100% efektu daje to dźwięk mono, czyli uśrednienie lewego i prawego kanału. Jeśli tak otrzymany sygnał odwróci się (z j. ang. invert) i domiksuje do oryginalnego stereofonicnzego sygnału – usuwamy dźwiek ze “srodka”, wzmacniając jednocześnie różnice pomiędzy lewym i prawym kanałem (by wycięliśmy to co mają wspólnego – logiczne). Zabieg ten pozwolił mi nadać perkusji i innym instrumentom więcej przestrzeni, a więc cały miks stał się czytelniejszy, bo zwiększyły się odległośni między poszczególnymi instrumentami – jedne są wąskie, inne szerokie (stereofonia), jedne blisko (mało pogłosu) inne daleko (dużo pogłosu), jedne są jasne (dużo wysokich składowych) inne ciemne – w ten sposób niczym pędzlem maluje się obraz dźwiękowy w muzyce.
Przywołam jeszcze raz tzw. kompresję nowojorską. Jest to technika używania kompresora, która polega na tym, że sygnał skompresowany bardzo agresywnie (krótki atak i release, niski treshold i wysokie ratio) miesza się z “suchym” (z j. ang. dry) to jest nie przetwożonym sygnałem. W ten sposób zachowujemy wysoką dynamikę sygnału (czyli nie odbieramy mu życia) ale wyciągamy w górę ciche detale. W ramach ćwiczenia i utrwalania tej techniki, zastosowałem ją chyba na wszystkich instrumentach w mniejszym lub większym stopniu.
Wszystko to sprawiło, że miks był sam w sobie mało dynamiczny. Przyszło mi do fazy masteringu, czyli ustalenia ostatecznej barwy i głośności całości przed publikacją. Okazało się, że gdy próbuję wycisnąć limiterem dodatkowe 8-9 dB, całości nie da się słuchać. I tu zasłużył się mój przyjaciel, który zachęcił mnie, żebym takie surowe puścił w świat. Dodałem więc ledwo 2.5 dB na limiterze, żeby szczyty “dobiły do zera” i poszło. W efekcie utwór na pierwszy rzut ucha brzmi jakby cicho – ale dzięki temu pomimo że przez cały czas nachrzania mocna perkusja, można tego słuchać bez bólu głowy, przez te 19 minut. Dzięki Bogu za dynamiczną muzykę! :D
Na koniec kilka słów o solówce. Zdecydowana większość mojej muzyki powstaje “z myszki” – przez lata pracy z sekwencerami nie miałem klawiatury MIDI, daltego nauczyłem się przelewać moje pomysły muzyczne na komputer w inny sposób. Jednak powoli staram się to wzbogacać, a niektórych rzeczy po prostu nie da się wyklikać na zimno, dlatego podobnie jak końcową solówke na Hammondzie na singlu “Spin” – i tę nagrałem faktycznie na klawiaturze MIDI. O ile solówka w “Spin” została trikowo nagrana w zwolnionym tempie, o tyle ta tutaj powstała już “w czasie rzeczywistym”. Wielce prawdopodobnym jest, że w toku najbliższych lat zapoznam się bardzo blisko z klawiszami i zacznę naprawdę grać co mam nadzieję pomoże też ożywić moje elektroniczne produkcje.
I tym optymistycznym… Eeee tam! Słuchajcie i komentujcie, ciekaw jestem waszych wrażeń :)
- unfa